Kolejny dzień, kolejna herbata. Dziś zrobiło mi się strasznie zimno, więc postanowiłam przetestować kolejną herbatę.
Tym razem "Zielona cytrusowa", co miało także polepszyć mi humor gdyż uwielbiam wszystko co cytrusowe. Moment zalania nie był zbyt "przyjemny". Od razu uderzyła mnie woń cynamonu, którego nigdy bym się nie spodziewała w herbacie cytrusowej! Myślę sobie "no świetnie, to się napiłam". Dla nie wiedzących - cynamonu nie znoszę, wyczuję go wszędzie gdzie tylko jest nawet w najmniejsze ilości.
Z opisu na stronie Irvinga: "Pomarańcze, mandarynki
i kwaśne cytryny tworzą lekki, orzeźwiający smak, idealnie pasujący na lato." Pomarańcze i mandarynki owszem, ale są skórki, a z cytryny jest trawa cytrynowa. Nie wiem czy takie składniki dają kwaśny smak. Za to na opakowaniu można doczytać jeszcze kilka "niespodzianek" smakowych: korzeń cykorii, korzeń lukrecji, goździki i imbir. Jakoś nie pasuje mi to do herbaty zielonej i na dodatek cytrusowej [podobno]. Ale przejdźmy do smaku. Zadziwiło mnie iż cynamon w smaku nie był wyczuwalny, a herbaty mogłam prawie nie cukrować [dla przypomnienia prawie = 1,5 łyżeczki]. I jak dla mnie tylko to było plusem. Liczyłam na bardziej cytrusowe doznania [co znalazłam w innych herbatach], które podejrzewam zabiły właśnie te smakowe "niespodzianki". Kiedyś jeszcze się napiję [w końcu mam całe pudełko] ale nie wiem czy kupiłabym kolejne opakowanie.
Madame Butterfly
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz